Nie spodziewałem się, że ktokolwiek na to odpisze i nie wiem, czy założyciel tematu to miał na myśli. Nie byłbym w zasadzie w stanie odnieść się do tego w żaden konkretny sposób, dlatego odniosę się do Twojego postu.
Zaniedbywanie zdrowia fizycznego jest równie szkodliwe, ale widzę to na mniejszą skalę. W przypadku podlinkowanych małych zadrapań oczywiście nie mamy "prawa" narzekać, natomiast przy poważniejszych zagrożeniach zdrowia - skorzystanie z pomocy medycznej nie spotka się przecież z dezaprobatą.
Faktycznie inaczej sprawa ma się z zagrożeniami psychicznymi. Widzę przede wszystkim duży podział na problemy "dozwolone" i "niedozwolone". Problemy "dozwolone" to alkoholizm, hazard, przemoc (też seksualna). Problemy "niedozwolone" to depresja i te wszystkie nadwrażliwości.
Te pierwsze spotykają się ze zrozumieniem, są społecznie akceptowalne. Oczywiście, że otoczenie reaguje na nie zamiarem wyleczenia delikwenta, natomiast inny jest rodzaj tej negatywnej reakcji. W przypadku tego typu problemów, często daje się wyczuć specyficzne "pobłażanie" lub "zrozumienie" w stosunku do problematycznego ogiera. Krótko mówiąc, jest to kwestia kulturowa i te zachowania są społecznie akceptowalne, linia "zaburzenia" przebiega znacznie dalej, dopiero prawdziwe patologie są uznawane za nienormatywne.
W przypadku depresji, czy wycofania społecznego, takie problemy spotykają się ze znacznie większym oburzeniem otoczenia i w konsekwencji jeszcze większym odrzuceniem, czyli tzw. "kopaniem leżącego". Kulturowo nieakceptowalne jest tego typu zachowanie u samczyków. Lepiej, żeby Pan Problem#2 wziął się wtedy szybko za siebie, inaczej te problemy pozostaną tylko i wyłącznie jego problemami.
Abażur pisze:mężczyźni mają większy problem z nazywaniem, wyrażaniem i zarządzaniem negatywnymi uczuciami niż kobiety - zauważcie proszę, że właściwie jedyną "społecznie dozwoloną" drogą ujścia takich odczuć jest agresja
Nie tylko agresja, ale też. Mogą być używki, sporty ekstremalne lub szybka jazda samochodem/motocyklem. Uzależnienie, ryzykowanie zdrowiem, ryzykowanie własnym i czyimś życiem - cholernie szkodliwe sprawy, ale należą do kategorii problemów#1, społecznie akceptowalnych.
Zresztą, sam to przechodziłem i po "zbabieniu" (nazwaniem, wyrażeniem i zarządzeniem negatywnymi uczuciami) doznałem ostrego ostracyzmu ze strony konserwatywnej rodziny. Brak agresji (choćby niebezpośredniej) podczas nawiązywania relacji z płcią przeciwną również poskutkował jakby większym dystansem. Tak jakby im bardziej problematyczny był osobnik, tym większym zainteresowaniem się cieszył. Huknie, jebnie, to szanujemy, prawda?