Na początek sylwetka pana Thoreau: jego życie przypadło na połowę XIX wieku nad północno-wschodnim brzegiem USA. Z zawodu nauczyciel, w pewnym momencie postanowił porzucić posadę na rzecz spędzenia dwóch lat w pobliskim lesie nad jeziorem Walden.
Ale do rzeczy: był zwolennikiem i jednym z prekursorów, obok Emersona, transcendentalizmu. Brzmi pretensjonalnie, ale tak naprawdę jest to bardzo proste. Przede wszystkim chodzi o autonomiczność i niezależność poglądów i zachowań - każdy sam dochodzi do własnych prawd a poglądy innych nie mogą być narzucane, nie istnieją dogmaty. Krótko mówiąc, jest to ideologia skłaniająca do myślenia, zamiast słuchania myśli innych. Na wikipedii piszą coś o tym, że nurt przeciwstawia się eutanazji i aborcji; trochę to nieaktualne więc pomijam tą kwestię.
O czym chcę powiedzieć, to jego doświadczenie życia w dziczy i wnioski z tego płynące. W "Walden" opisuje te doświadczenia, utwór ten jest manifestem społeczno-ekonomicznym, ale nie tylko. Kto się już zainteresował, odsyłam do odpowiednich źródeł.
Moje przemyślenia dotyczące tego tematu są dość obszerne. To, o czym pisze Thoreau prawie w 100% zgadza się z poglądami, do których doszedłem sam przez jakże krótki okres 21 lat mojego życia. Im starszy jestem, tym lepiej się czuję ze swoją autonomicznością poglądów - gdy byłem mniejszy, czułem się jak człowiek chory psychicznie, dziwak, wybraniec, po którego przylecą kosmici. Potem okazało się, że istnieją ideologie, które zrzeszają ludzi, którzy do tego typu prawd doszli sami lub je zaakceptowali (chociaż akceptacja nowo poznanych poglądów przeczy autonomii poglądów).
Zawsze, wszystkie swoje osobiste niepowodzenia próbowałem tłumaczyć złymi zasadami funkcjonowania społeczeństwa, a nie konkretnych jednostek. Być może to tylko mechanizm obronny na zasadzie "teraz zacznę przejmować się problemami świata, żeby zapomnieć o swoich". Sęk w tym, że te "swoje" problemy mam niezależnie od środowiska, wieku i funkcji w społeczeństwie. Kiedy mówili mi, że mam iść do szkoły, zadawałem pytania "po co? czy człowiek nie może sam się czegoś uczyć? trzeba go do tego zmuszać?", kiedy rzuciłem jedne studia i rozczarowałem się kolejnymi, zadałem pytanie "dlaczego tak jest? przecież to dwa odrębne kierunki, artystyczny i ścisły, co jest nie tak?", kiedy rozmawiam z większością ludzi "z zewnątrz", nie znajduję tematów do prawdziwej rozmowy, czuję się jakbym chciał skoczyć do wody, ale przyrżnąłbym głową w 20-centymetrową płyciznę, pytam więc "czemu?".
Thoreau zdaje się odpowiadać na moje pytania - daje rozwiązanie radykalne; uważa, że mierzenie rzeczywistości pieniądzem i zegarkiem nie jest w żadnym stopniu naturalne i prawdziwe. Wytworzyliśmy sobie sztuczny system i każdy człowiek to widzi, ale musi się przystosować choć w minimalnym stopniu. Jak napisał, jesteśmy w stanie żyć samodzielnie na łonie natury dbając o swoje utrzymanie 2-3 godziny dziennie (zdobywanie pożywienia, schronienie), co jest wręcz zabawą, a nie pracą. Dzisiaj, na każdego człowieka przypadają inni, którzy na niego pracują. A kogo to w ogóle obchodzi? Jesteśmy odcięci od podstawowych informacji o tym, czego używamy na co dzień.