Wywiad do którego często wracam (i który rzecz jasna polecam): Roman Gutek: By nie czuć tej cholernej samotności
Kochał pana?
- Nie był emocjonalnie wylewny. W pancerzu. Lgnę do podobnych mu osób - w życiu i w kinie, których prof. Maria Janion nazywa galernikami wrażliwości. Spotykam ich u Wernera Herzoga na przykład. Czuję powinowactwo dusz z jego bohaterami. Bliscy mi są wyraziści Fitzcarraldo i Stroszek - marzyciele, którzy stawiają sobie trudne wyzwania. Fitzcarraldo chce zbudować w dżungli operę, a gdy na rzece, którą płynie, pojawiają się wodospady, przeciąga statek przez górę. Przy kręceniu tej sceny zginęli ludzie. Stroszek z kolei jest outsiderem, prawie całe dzieciństwo spędził w zakładach poprawczych, co spowodowało, że nie potrafi odnaleźć się w normalnej rzeczywistości. Stroszka zagrał naturszczyk Bruno S., który wcześniej wystąpił w tytułowej roli w filmie Herzoga "Zagadka Kaspara Hausera". Herzog nie oddziela rzeczywistości od fikcji, realizuje świetne fabuły, ale też niezwykłe dokumenty. Ciągnie mnie przekraczanie granic. I szaleństwo marzenia.
I smutek?
- I samotność. Uwielbiam słuchać Arvo Pärta i pogrążać się w melancholii. Smutek jest częścią życia wypieraną z naszej kultury, tak jak śmierć i cierpienie. Filmami chcę wytrącać widzów z ułudy sytego świata kolorowych reklam, w którym wszyscy muszą być piękni, silni, młodzi. Chcę, by byli smutni, niespokojni. Kiedyś po jednym z pokazów usłyszałem: "Ależ pan musi mieć mroczne wnętrze". Przyznałem rację.