Kreuzgang pisze:I w takim momencie wpada się w otchłań definicji. Bo jak określić które obniżenie jakości życia powinno dozwalać na skorzystanie z eutanazji, a które nie?
To jest śliska sprawa, ale z grubsza takie, dla którego perspektywa dalszego bytowania w kalkulacji potencjalnych zysków i potencjalnych strat jest jednoznacznie negatywna. Owszem, jest to śliskie, bo w definiowaniu "jakości życia" trzeba przyjąć punkt widzenia gdzieś pomiędzy uznającym pełną dowolność w prawie do oceny własnego życia i przyszłości a uznającym "obiektywne wyznaczniki oceny życia i przyszłości". Pierwszy punkt widzenia stwarza oczywiste ryzyko wystąpienia rażących niewspółmierności poszczególnych ocen wobec jakiejś miary ogólnej, drugi - zamknięcia się na to, co jest najbardziej osobistym, głębokim doświadczeniem, wobec którego przykładanie miar, tabeli, wzorców i nadawanie na tej podstawie prawa do takiej a nie innej oceny własnego bytowania, jest fundamentalną intruzją w podmiotowość.
Co jeśli część z tych niedogodności mogłaby zostać usunięta za sprawą odpowiednich sił i środków? Ile krzyków o eutanazję byłoby w istocie wołaniem o godne życie, nie o śmierć?
To jest kolejna bardzo śliska sprawa: bo co, jeżeli
istnieją siły i środki, ale nie są realnie
dostępne? W groteskowej, upiornej sytuacji sprowadziłoby się to do takiego przykładu, który wygląda dość złowrogo niezależnie od punktu widzenia: mamy chorego, który niewyobrażalnie cierpi, ale jego życiu w jakiejś perspektywie nie zagraża. Powiedzmy, że zostały mu 3-4 lata życia w bólu, zanim przyjdzie koniec. Istnieje na jego cierpienie lek, ale ten lek jest poza jego zasięgiem - ze względów finansowych/systemowych/innych (jakichkolwiek realnie uniemożliwiających mu skorzystanie z niego). Z jednej strony odruchowo reagujemy w ten sposób, że czynimy z istnienia leku argument za zachowaniem życia, z drugiej - trzymanie się istnienia tego leku jako motywacji, by trwać w upokarzającym bólu, (przy założeniu, że zmiana warunków na umożliwiające skorzystanie z leku jest kwestią czasu przekraczającego spodziewaną długość życia chorego), wydaje się dyskusyjne, choć oczywiście z psychologicznego punktu widzenia zrozumiałe.
Ale co np. wtedy, gdy problem przekracza możliwości pomocy, choć teoretycznie pozostaje wciąż w obrębie możliwości jej podejmowania? Na przykład chory na lekoodporną depresję zostanie uwikłany w cały ciąg działań pomocowych, które nie będą przynosić mu ulgi, a jedynie będą przedłużać jego cierpienie. Mimo to jego choroba nie będzie traktowana jako przesłanka do nadania mu prawa do skorzystania z eutanazji, choć a) uniemożliwia mu funkcjonowanie b) nie ma perspektyw na usunięcie problemu c) problem stanowi dla chorego czynnik decydujący o tym, że jego życie jest nie do zniesienia.
Takie przykłady można mnożyć i mnożyć.
Było ( i chyba nadal jest) takie plemię jak Czukczowie. Mieli oni (lub nadal mają) zwyczaj posyłania starszych ludzi do przerębla gdy ci zestarzeli się na tyle, że stawali się ciężarem dla społeczeństwa. Interesy społeczności zakorzenione tak mocno w jednostce, że nie wyobraża sobie nawet innego zakończenia życia. Oczekuje się tego od niej. Jestem w stanie wyobrazić sobie i usprawiedliwić pragnienie śmierci osoby terminalnie chorej, jednak kto obieca, że upowszechnienie eutanazji nie będzie się wiązało z powstaniem oczekiwań społecznych pt. "Żyj pókiś pożyteczny?"
Można przyjąć dwa warianty: albo oczekiwanie, o którym mówisz nie powstanie, bo gdyby miało powstać, już by powstało, kształtując odpowiednie narzędzia, albo nie będziemy mieć wpływu na jego powstanie, a kiedy to się wydarzy, tak czy inaczej wykształcą się jego narzędzia. Nie sądzę, aby samo wykształcenie narzędzi pociągnęło za sobą ukształtowanie oczekiwań (ale mogę się mylić, ha)
Niepokoję się, że eutanazja może być wykorzystywana jako łatwiejsze rozwiązanie, na zasadzie:" Po co zapewniać lepsze życie, skoro można pozbyć się problemu mniejszym kosztem?".
Ponieważ system - czy polityczny, czy kulturowy, w którym wartość utrzymania życia sprowadza się do wymiaru kosztu, jest tak niesłychanie opresyjny, że nie będzie w stanie się utrzymać dłużej na dluższą metę. A jeżeli się utrzyma, to dla jego uczestników będzie to bez znaczenia - sytuacja dla nich będzie normalna. (wiem, wiem, słabe argumenty).
I co z ludźmi z problemami psychicznymi, których widzenie rzeczywistości jest skrzywione
A co to jest skrzywione widzenie rzeczywistości?:)