Postautor: jack craven » 09 sie 2016, 20:39
Świetnie to ująłeś Patrycjuszu. Cieszę się, że ktoś jeszcze to zauważa. Ambient ma bardzo dużo wspólnego z weird, a weird z ambientem - szczególnie właśnie to narastające od początku poczucie niepokoju, poczucie, że coś nie gra, że coś czai się "za mgłą" (w przypadku Akiry Yamaoki ma do podwójne znaczenie hehe), czy też pod warstwą rzeczywistości, a kiedy kurtyna wreszcie upada, odsłania się mroczna, rezonująca echami otchłań utworów Lustmorda. Ambient to muzyka łagodnych, deszczowych pejzaży i ciasnych, cuchnących zgnilizną piwnic, industrialnych, zatrzymanych fabryk, obcych planet i wymarłych miast, pustych plaż pełnych wraków. Jakkolwiek lubię muzykę ogólnie, i bardzo wiele jej gatunków, to głównie ambient pozwala mi wczuć się w odpowiedni nastrój. Pojęcie zawieszenia, rozmycia, które mu towarzyszy, jest właśnie tym, co wyróżnia ambient na tle innych gatunków. Można też jednoznacznie stwierdzić, co nie zdarza się wcale przy innej muzyce, który utwór jest utworem grozy. Groza w muzyce, to jest niezwykłe. Groza samotności. Groza pustki. Rozpacz. Oddane w całości bez słów. Bliżej pod tym względem ambientowi do muzyki klasycznej, której utwory także oddają paletę emocji bez posługiwania się słowem. Nie twierdze, że tylko ambient działa w ten sposób, nie - ale na taką skalę?
"Byłem chory, a dziś jeszcze nie piłem kawy. Nie może pan ode mnie oczekiwać dowcipu wysokiej klasy."