Postautor: Dead_Clown » 30 kwie 2016, 22:17
Ten temat chyba bardziej pasuje do działu psychologii, ale nie ruszam, bo jeszcze zepsuję.
Uczucie/poczucie, o którym wspominacie w sumie przytrafia mi się dość często, choć wyróżniłbym kilka jego rodzajów. I tak przytrafiają mi się poczucia
- niedorzeczności, kiedy jakiś element rzeczywistości wokół mnie wydaje się tak bardzo nie na miejscu, tak dziwaczny, że w naturalny sposób budzący niepokój. Prawdopodobnie wszystko zależy od stanu, w jakim doznaję danej sytuacji, ale te nośniki niedorzeczności bywają różne.
Kiedyś wywołało je we mnie to, że przy bramce osiedla i przy kontenerze na śmieci, na słupkach były zatknięte dziecięce rękawiczki. Jakieś dzieci prawdopodobnie zgubiły, co się zdarza, zgubiły tego samego dnia i o zbliżonej porze, co się zdarza, ale widok w krótkim odstępie czasu dwóch różnych dziecięcych rękawiczek wywołał we mnie poczucie, że gdzieś w tle rozgrywa się jakaś dziwaczna gra, jakieś działanie, którego uczestnicy zostawiają sobie takie specyficzne znaki. Choćbym bardzo chciał, za nic w świecie nie mogłem się od tej myśli uwolnić.
Innej sytuacji "niedorzeczności" doznałem jeszcze w Belgradzie, kiedy pojechałem z synem do fryzjera dla dzieci. W Serbii rynek takich usług jest dość specyficzny. Gabinet był urządzony w prywatnym mieszkaniu, na jednym z wyższych pięter paskudnego, betonowego bloczyska, jakich w Belgradzie pełno. Przechodziło się przez normalne, acz nieco zaniedbane mieszkanie do salonu, w którym w kącie stał fotel fryzjerski dla dzieci, trochę zabawek, wesołe naklejki na ścianach. Ale w drugim końcu salonu stał stolik ze szklaną kulą, na fotelu wylegiwał się wielki kot. Z okien, zaciągniętych bordowymi zasłonkami, widać było całą panoramę miasta, akurat był zachód słońca. Fryzjerka, starsza kobieta, opowiadała o "swojej wielkiej konkurentce" z innego salonu, o nazwie "Piotruś Pan", która znana była z tego, że nienawidziła dzieci (czego rzeczywiście doświadczyłem wcześniej). Właścicielka salonu rozwinęła jakąś dziwaczną opowieść o ich rywalizacji, wręcz wrogości, o strefach wpływów, która część miasta do kogo należy. Słuchałem jej opowieści, gdy strzygła mojego syna w swoim mieszkaniu, patrzyłem to w kąt z astrologicznymi akcesoriami, to na szarą, betonową panoramę zalaną łuną zachodu i czułem, że zaczynam odpływać, że to, co się dzieje nie może być rzeczywiste.
Innym razem podobne odczucie wywołał we mnie widok, wczesnym rankiem, w tramwaju, grupy harcerzy w zabłoconych mundurach, wtedy opętała mnie myśl, że gdzieś wokół rozgrywa się jakaś wojna (i tak napisałem "Wojnę"); chyba już gdzieś o tym wspominałem.
Takie poczucie może też wywołać np. wrażenie, że noc jest zbyt jasna, że światło księżycowe albo światła miasta są zbyt mocne. Wszystko, wszyscy śpią, a ja błąkam się po mieszkaniu, wyglądam przez okna, z tą jedną myślą, że noc jest zbyt jasna, że coś jest nie tak.
Czasami, w sytuacji dużego stresu i zmęczenia, zdarza mi się mieć poczucie "rozpadania się świata" na rzeczy, które nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Nie wiem, jak to inaczej określić, to mniej więcej tak, jakby naraz w głowie włączyło się kilka stacji radiowych, narracja staje się rozproszona, bezładna, nic do siebie nie pasuje.
A czasami dopadało mnie poczucie sztuczności świata, kiedy czułem się - co zdarzało się w okresach, gdy adaptowałem się do nowych środowisk, zwłaszcza po przeprowadzce do Warszawy 9 lat temu - jak awatar w grze, w której zablokowały się skrypty; wszystko codziennie powtarzalne, w bardzo ograniczonym świecie.
Nie są to zbyt miłe odczucia, ale przynajmniej mam później z czego zlepiać jakieś dziwaczne historyjki, w sumie większość z nich wzięła się z jakiegoś takiego doznania.
The Devil enters the prompter’s box and the play is ready to start.
Robert W. Service, The Harpy