Zgodnie z teorią Zapffe o mechanizmach obronnych, kiedy izolacja (odsuwanie negatywnych myśli), zakotwiczenie (nadanie sensu czemuś z listy religia/państwo/rodzina/związek/praca itp.) oraz odwracanie uwagi (skupianie uwagi na nowych wrażeniach) padają, oraz istnieje świadomość braku znaczenia ludzkich iluzji (teoria opanowywania trwogi) pozostaje jedynie sublimacja.
Artyści robią to co robią prawdopodobnie dlatego, że mają duszę artysty (co pozwala obalić mechanizmy obronne oraz ludzkie iluzje) oraz talent. Tworzenie może dawać różne efekty - twórca może być bardzo zadowolony z dzieła, mimo że obiektywnie rzecz biorąc jest to kicz/gówno. Ale sublimacja nastąpiła, twórca zaistniał.
W takim razie co ma zrobić człowiek, który taką duszę (czy tam mózg/osobowość) posiada, taki jest jego wewnętrzny program, zniechęca go wszystko oprócz szerokiego pojmowania rzeczy - ale nie posiada talentu? Kiedy próbuje coś stworzyć, w głowie pojawia się pustka, ewentualnie kopiowanie znanych już schematów, następuje okropne uczucie niezadowolenia z własnych prób. Jestem zdania, że bardzo duża część samobójców to właśnie ludzie z postrzeganiem artysty, ale za to bez talentu artystycznego, w związku z czym kiedy odpada też możliwość sublimacji, osoba odczuwa dotkliwe nieistnienie - depresja lub całkowite szaleństwo gwarantowane. Dołożyć do tego jeszcze bezsensowne i dołujące doświadczenia życiowe i mamy idealnego kandydata do samodzielnego odstrzału.