Postautor: Dead_Clown » 21 sie 2015, 22:17
No, nie mogę powiedzieć o sobie, abym był duszą towarzystwa, zwłaszcza tam, gdzie jest dużo nieznanych mi osób, natomiast nie zauważyłem, aby fakt, że jestem pesymistycznie nastawiony do świata czynił ze mnie jakiegoś totalnego odludka. Co więcej, często podczas jakichś spotkań w węższym gronie - jeżeli zaistnieją ku temu okoliczności - często przejmuję rolę głównego dowcipnisia, choć poczucie humoru mam raczej specyficzne. W nowych sytuacjach towarzyskich raczej nie narzucam się z poglądami i też raczej "rozpoznaję teren poprzez obserwację", chyba że ktoś mnie sprowokuje, np. wygadując jakieś brednie albo mówiąc coś, z czym się jakoś bardzo zgadzam. Choć w sumie wszystko zależy od bieżącego stanu psychicznego, bo kiedy nie jest najlepiej, w ogóle unikam kogokolwiek.
Co więcej, spośród moich przyjaciół większość to ludzie, którzy mają zupełnie inne podejście do życia, kompletnie inne zainteresowania i aspiracje. Jakoś mi to nie przeszkadza, tak jak moje poglądy nie przeszkadzają im. Z dużą dozą wyrozumiałości uważam ich za lekko naiwnych, a oni pewnie uważają, że w moim wypadku to takie tam niegroźne dziwactwo.
Jestem od wielu lat żonaty, moja żona nie podziela moich poglądów (wszystkich), czasami ścieramy się w kwestiach światopoglądowych, ale w sumie częściej niesnaski są spowodowane jakimiś zwykłymi życiowymi drobiazgami. Nie rozważam całymi dniami z grobową miną marności świata, temu, co we mnie "najczarniejsze" pozwalam uchodzić na świat w inny sposób i uważam, że to całkiem higieniczne.
Co do innych ludzi, to podchodzę do nich z uprzejmym dystansem, chyba że na dzień dobry uda im się czymś mi narazić, wtedy podchodzę z nieuprzejmym dystansem.
The Devil enters the prompter’s box and the play is ready to start.
Robert W. Service, The Harpy