Myślę, że omawiając ten temat warto zwrócić uwagę na stanowisko Ayn Rand. Tak jak wskazuje - emocje są rezultatami myślenia i wartościowania. Jeśli przyłożymy dorosłemu człowiekowi naładowany pistolet do głowy, poczuje strach. Jeśli ten sam pistolet przyłożymy niemowlakowi, nic nie poczuje, bo nie zdążył zaczaić, z czym się wiąże pistolet. Jeśli ktoś wierzy, że masturbacja jest grzechem, to za każdym razem, jak będzie się masturbować, zaleje jego mózg poczucie winy. Gdy ta sama osoba pewnego dnia dozna olśnienia, że nie ma żadnego Boga, a grzech to bzdura, całe poczucie winy zniknie.
Idąc tym tokiem, nie jesteśmy takimi ofiarami emocji, możemy je odpowiednio ustawiać, zmieniając myślenie, programując (straszne słowo :P) się w ten sposób na reakcje emocjonalne, które będą nas satysfakcjonować.
Myślę, że można znaleźć przypadki, gdzie ta zależność, najpierw myśl, potem emocja, nie jest tak oczywista, np. pozostając przy noworodku. Noworodki też przezywają emocje, płaczą, śmieją się, mimo braku jakichś przemyśleń. No właśnie - śmieją się. Czy to nie zaskakujące, że noworodek może mieć wrodzone poczucie humoru? Czy każda taka reakcja noworodka ma jednak uzasadnienie w obserwacji otoczenia?