Patrycjusz pisze:Ja rozpocznę stwierdzeniem, że samobójstwo zazwyczaj jest wynikiem niegodzenia się jednostki na rzeczywistość. Czyli jeśli rzeczywistość nie odpowiada naszym oczekiwaniom, czujemy się źle. Dość prosty mechanizm.
Brzmi idealistycznie, ale bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że jest raczej efektem niezgodności własnych potrzeb i pragnień z tym, co rzeczywistość ma w dłuższej perspektywie do zaoferowania. Sama rzeczywistość nigdy (prawie nigdy)nie jest źródłem dyskomfortu na tyle poważnego, by zaniechać dalszego życia, raczej dyskomfort bierze się ze zderzenia własnych uwarunkowań z tą rzeczywistością.
Wyróżniłbym dwa rodzaje samobójców - tych głupich, którzy nurzają się w myślach typu "jestem głupi, gruby, nic nie umiem, nikt mnie nie kocha"
To jest trochę bardziej skomplikowane. Inteligencja nie ma za wiele wspólnego z odpornością psychiczną, a trudno brak odporności psychicznej nazwać głupotą. Istotnie, są ludzie, dla których deficyt urody, spełnienia w relacjach z innymi, realizacji planów życiowych itd. są dostatecznymi powodami do samobójstwa – ale to nie jest, moim zdaniem, kwestia „głupoty”, tylko braku odpowiedniego mechanizmu, który zabezpiecza przed totalnym uzależnieniem oceny własnego życia od kryteriów, przed jakimi stawia człowieka sytuacja społeczna.
Nie można też zaprzeczyć, że te deficyty rzeczywiście mogą dla kogoś stanowić tak duże źródło cierpień, że suma plusów z pozbawienia się życia przekracza sumę plusów z pozostania przy życiu. Ale znów – to nie jest kwestia inteligencji, tylko odporności. W wypadku niektórych ludzi ta odporność jest zerowa, co może bez najmniejszego problemu iść w parze z wysoką inteligencją (wtedy być może nawet łatwiej zracjonalizować sobie własny pęd ku śmierci).
oraz tych inteligentniejszych, którzy kończą z życiem z prostego powodu - ból życia przewyższa grozę śmierci i nieistnienia.
W wypadku tych „głupich” przecież jest dokładnie tak samo – „ból życia przewyższa….”. Odczucie bólu jest pozaintelektualne, odczucie bólu tak duże, że zanika instynkt samozachowawczy tym bardziej. Tak samo – tzw. gruba skóra, absolutne pogodzenie się ze sobą i ze światem również są pozaintelektualne – inteligencja pomaga jedynie zracjonalizować zaistniały uprzednio stan.
Zawsze bardzo irytowało mnie takie stawianie sprawy: „zabił się z byle głupstwa”. I jakoś umyka ludziom bardzo prosty i oczywisty fakt, że dla kogoś to „byle głupstwo” może stanowić rzecz tak przykrą, tak dotkliwą i nieodwołalną, że czyniącą życie niemożliwym.
Myślę, że raczej można próbować bardzo ogólnie i na bardzo grząskim gruncie spróbować poczynić rozróżnienie pomiędzy tymi, którzy decydują się na samobójstwo wskutek stanu psychicznego, w jaki wpędziła ich sytuacja życiowa (przytłaczająca większość; abstrahuję już od tego, jaka jest zewnętrzna ocena tej sytuacji) i tych, którzy decydują się na samobójstwo wskutek czystej, zimnej kalkulacji zysków i strat (wypadki sporadyczne).
Ja np. nie rozumiem ludzi, którzy przeżyli Auschwitz.
A ja rozumiem. Powodów, dla których pragnęli żyć, może być niezliczona ilość. Pierwszy, najsilniejszy – to po prostu instynkt przetrwania. Drugi – być może dla niektórych całkiem racjonalna myśl, że samobójstwo będzie wyręczeniem tego, kto wpędził ich w cierpienie, a tym samym przyznanie mu racji. Trzeci – uwikłanie w relacje z innymi ludźmi (mam rodzinę, którą muszę się opiekować, są ludzie, . Czwarty – wiara w tymczasowość sytuacji, w której się znaleźli. Piąty – znieczulenie i przystosowanie, uznanie sytuacji, w jakiej się znaleźli, za normalną.
Zazwyczaj myśl o tym, że np. nigdy nie będziemy kimś ważnym, wystarcza. Można więc zgodzić się tutaj z tezą, że samobójstwo wynika z dużego ego.
Myślę, że to jest jakiś całkowity margines przypadków samobójczych.