Nie zawsze ciemność, na ogół szarość, jak nie kończąca się zima, podczas której z nieba zamiast śniegu pada popiół. I dojmujący brak słów, smakująca zmęczeniem pustka na końcu języka.
Twarz jak maska niezdolna do grymasów, pajęczyny na oczach, piach pod powiekami. Mówi się: taki już jestem. Taka jest moja natura. Taki mam charakter, takie usposobienie. Ten czarny szlam płynie we mnie od zawsze. Zostawcie mnie w spokoju.
Okoliczności czasami otwierają nowe, czarne wywierzyska i wtedy wszyscy odwracają głowy w drugą stronę. Kiedy ciemne strumienie z czasem wyschną, ludzie mówią: widzę, że jest już lepiej. Polepszyło ci się. Fajnie, szkoda czasu na smutek.
Nie słyszą tego czarnego szumu, ukrytego za kamiennymi rysami.
W tym czarnym szumie jest tylko pustka, smakująca zmęczeniem pustka spływająca na język jak flegma. Niektórzy pytają: dlaczego? Nie ma nic gorszego niż takie pytanie - bije się tylko głową w mur poczucia winy, wypluwając własne zęby jak głoski pozbawione sensu.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość