Dlaczego jest tak mało pesymistów? Otóż moim zdaniem, pesymizm czy nihilizm doprowadzone do skrajnej postaci wymagają przede wszystkim ogromnego nakładu myślenia abstrakcyjnego, a to nie należy do najczęstszych. Ten mur, na który natrafiają pesymiści głównie polega na zawężeniu myślenia innych osobników do strefy tego, co im bezpośrednio dane, trzymania się wspomnień czy aktualnych zakotwiczeń. Pojmowanie świata jako całości, i to nie w czasie teraźniejszym, a wiekuistym, to naprawdę trudna sztuka i ciężko oczekiwać tego od populacji. Przecież to czysta matematyka. Argument antynatalistów, który sprowadza się do stawiania plusów i minusów, po czym obserwacji, czego jest więcej, dla kogoś pozbawionego matematycznego stylu myślenia jest kompletnie niezrozumiały. Zamiast odwoływania się do idei szczęścia lub cierpienia jako pewnych wartości matematycznych (brakuje tylko przyporządkowania tym pojęciom zmiennych, naprawdę), taki osobnik spojrzy raczej na swojego bachora "rozwalając" nas argumentem, że tamten przecież właśnie śmieje się w niebogłosy.
Do tego doliczyłbym tzw. myśli nadwartościowe - postrzeganie zniekształcone przez fiksacje na pewne idee (co dotyczy oczywiście każdego światopoglądu, ale tutaj w szczególności), plus nieodzownie, urojenia małej wartości - zauważyłem dość nudną już tendencję trzymania się pesymistów twierdzeń, że wszystko kończy się śmiercią, naprawdę to jest aż takie straszne? Straszniejsze jest cierpienie w trakcie, trzymanie się kurczowo idei zakończenia istnienia jako czegoś okropnego to taki sam argument jak to, że rozpoczęcie istnienia może być cudem. Przykład: "zarówno człowiek, jak i słoik są zbudowane z materii". To jest tak samo daleko idące uogólnienie spowodowany przerośniętym rozumowaniem abstrakcyjnym, jak "zarówno człowiek, jak i słoik ulegają stopniowemu rozpadowi po to, by w końcu przestać istnieć". Zauważyłem, że to ostatnie zdanie zdaje się być najczęściej używanym przez pesymistów argumentem. Przy czym nie atakuję tutaj idei, której sam jestem wierny, tylko zwracam uwagę na to, że tego typu myślenie wymaga predyspozycji, które opisałem.
Spotykając kolejnych ludzi, którzy albo uznają ideę prezentowaną na forum, albo wydają się być do niej predysponowani (zgadzają się ze wszystkimi twierdzeniami nie określając się jednak pesymistami), wyszukując wspólne style myślenia, doszedłem właśnie do takiej trójcy: abstrakcja, myślenie nadwartościowe (idealizm), urojenia małej wartości. O introwertyzmie czy temperamencie melancholicznym nie wspominam jako stronie raczej emocjonalnej niż intelektualnej, chociaż może też warto.
Ostatnia rzecz: podejście do filozofii. Jeśli dla kogoś "filozofia życia" ma być przynoszącą jakieś korzyści to też nie ma o czym rozmawiać. Trend ten można zauważyć gołym okiem (np. ostatni bum na stoicyzm = redukcja stresu spowodowanego współczesnym stylem życia). Natomiast odpowiednie podejście do filozofii to dążenie do poznania prawdy, jakakolwiek by ona nie była (u nas - druzgocąca). Ale to wg mnie też wynika bezpośrednio z myślenia abstrakcyjnego o pokaźnych rozmiarach (oddzielenie pojęcia "prawda" od "korzyść").