Dead_Clown pisze: z Lovecrafta się wyrasta, ale może trzeba też do niego dorosnąć?
A jeśli się z niego wyrasta, to na rzecz kogo?
Lovecraft nie ma jakościowej konkurencji, najwyżej pisarzy których można postawić obok niego. Ja po raz pierwszy zetknąłem się z Lovecraftem dzięki niezrównanemu podcastowi "tchnienie grozy", gdzie usłyszałem "Kolor z przestworzy" ( wydaje mi się, że też byłem wtedy w okolicach 20tki) i momentalnie wsiąkłem w tę atmosferę.
Moim zdaniem to autor nierówny. Nie trawię opowiadań rozgrywających się w świecie Snu, w nieznanym Kadath, etc; drażni mnie archaiczność stylu jakim wtedy operuje, zanik atmosfery grozy na rzecz niemalże epickiego fantasy. Tym niemniej w swoich najlepszych momentach, a mam tu na myśli głównie mitologię Cthulhu, Lovecraft stanowi niedościgły wzór tego jak powinno się pisać weird.
Problem z horrorem współczesnym polega moim zdaniem na tym, że Lovecraft nie zainspirował go w porę i na taką skalę, jak zainspirować powinien. Przecież wyprowadzał horror z bagna literackiej pulpy - w którym groza tkwiła latami przed jego nastaniem i lata po jego śmierci - wskazując drogę jaką podążać należy. Niewielu jednak pisarzy chwyciło ten przekaz i skończyło się na tym, że to Stephen King ( którego prozę niespecjalnie lubię) ostatecznie zrewolucjonizował horror swoim podejściem i wprowadził go we współczesność, kładąc kres groszowym horrorom.
Dzisiaj mainstream horroru to głównie powtarzanie po Kingu, czyli powieść współczesna psychologiczno-obyczajowa z elementami grozy. Mogło to pójść w inną stronę, ale Lovecraft nie zrobił rewolucji, a jeśli już na kogoś wpłynął, to zainspirowani głównie patrzyli na palec a nie na księżyc; zapominając, że inspiracja nie polega na odtwórstwie rekwizytów.
Oczywiście są wyjątki, które zrozumiały na czym polega właściwy proces inspiracji i one z kolei piszą kapitalnie, jak Ligotti.