old weirdman pisze:widzowie-po prostu-spodziewali się na koniec serialu jakiejś eksplozji horroru,jakiegoś ukazania-efektywnego-potęgi zła
Moim zdaniem to nastąpiło, choć - całe szczęście - w wysublimowany, nieefekciarski sposób. Mam na myśli tę krótką wstawkę, w której Rust widzi kosmiczną spiralę. Wkomponowana jest w bardzo przemyślany sposób, pojawia się w bardzo dobrym momencie - w serialu brak jest innych tego rodzaju nieprawdopodobnych, efektowanych scen (za wyjątkiem jednej, subtelniejszej, gdy Rust widzi klucz ptaków układający się również w spiralę - ale to zatem można potraktować jako swego rodzaju zapowiedź Carcosy), co sprawia, że jest ona zupełnie zaskakująca i zapierająca dech. Ponadto pojawia się w kluczowym momencie finału, w szczytowym momencie akcji, co nadaje jej wymownej rangi dla narracji. Można ją satysfakcjonująco wyjaśnić psychologicznie, poprzez halucynacje Rusta, ale jednocześnie jest na tyle niepokojąca i sugestywna, że tego trywialnego wyjaśnienia realistycznego nie trzeba wcale akceptować. Jednocześnie nie trzeba też przyjmować interpretacji dosłownej, rodem z science-fiction, w której nad Rustem miałyby się nie wiadomo skąd otworzyć jakieś kosmiczne wrota z widoczkiem na czarną dziurę wsysającą jakąś galaktykę. To nie jest jakiś atakujący bohaterów potwór, który wpływa swoimi działaniami na przebieg akcji, i scenę tę można potraktować czysto symbolicznie, jako estetyczną ekspresję grozy, w którą - niczym po spirali - zsuwali się coraz bardziej Rust i Marty. A i też jednocześnie jako chwilowe zerknięcie pod warstwę czysto kryminalną - sugestia, że raport z faktów, który wyląduje później w policyjnej kartotece kompletnie pominie istotę sprawy; krótkie odsłonięcie przed widzem prawdziwej, niepojmowalnej natury historii rozgrywającej się w serialu. Świetne rozwiązanie formalne.
Co do ostatniej sceny jeszcze, to warto zauważyć, że pojawia się ona na zasadzie ewidentnego epilogu. Serial spokojnie mógłby zakończyć się na scenie wcześniej, od której ostatnia scena jest wyraźnie oddzielona sekwencją kilku ujęć z kamery snującej się nad rozległym, nieodgadnionym krajobrazem Luizjany. Więc jest to jakby jakiegoś rodzaju postscriptum.