Chciałbym rozpocząć temat rzucający na pesymizm inne światło niż tylko subiektywny światopogląd.
Zacząć trzeba od tego, że pesymizm (zarówno jak nihilizm, ale skupmy się na tym pierwszym) jest... nienaturalny. Jest przeciwny człowiekowi. Zaburza jego codzienne funkcjonowanie i zostawia z pytaniem "Co teraz?". (Ligotti: "Odpowiedź: teraz popadasz w szaleństwo"). Tak naprawdę nie da się żyć dalej przyjmując światopogląd pesymistyczny. Słynne "skoro uważasz, że jest tak jak mówisz, to czemu się jeszcze nie zabiłeś?" jest logicznie prawidłowe. Naturalna chęć dalszego istnienia i mała iskierka nadziei podtrzyma byt, chociaż nie u wszystkich (Mainländer, Snerg).
Do czego zmierzam - intelekt, wiedza, nauka to przeciwnicy życia i jego naturalnego funkcjonowania. Można złorzeczyć na większość ludzkości wytykając im ciemnotę, samooszustwa opierające się na wierze (optymizm, religia) i niechęć do przyjęcia do wiadomości podstawowych prawd - ale czy to na pewno jest aż takie dziwne? Nauka robi z człowieka rzecz, przedmiot działający tak, jak mu przykazane (biologia, fizyka, chemia). Nikt nie jest w stanie tak funkcjonować. Nikt nie jest w stanie patrzeć na świat poprzez pryzmat nauki przez dłuższy czas, bo naturalnym tego skutkiem byłaby depresja. Ziemia krąży dookoła Słońca - ale czy ktokolwiek patrzy na to z tej perspektywy? Możemy wiedzieć, że tak jest, ale na co dzień i tak mówimy i czujemy "Słońce zachodzi". Słońce nigdzie się nie wybiera. To tylko banalny przykład, ale tak jest ze wszystkim - pod tym względem króluje sztuka, napędzana emocjami, bez których dzieła są tylko takim a nie innym zestawem kolorów i dźwięków.
Absurdalnym dla mnie jest, że nadal tak wielką wagę przykłada się do nauki (nie wspominając o ogromie pieniędzy, która jest w tej materii wydawana). Im więcej wiemy, tym gorzej śpimy. Nauką zajmuje się mały procent ludzkości a reszta nawet jeśli zna niektóre łatwiejsze do zrozumienia prawdy (np. moje uczucia to wyładowania prądu), zapomina o nich zaraz po wykonaniu jakiejkolwiek naturalnej czynności zabarwionej emocją. Nauka to największy przeciwnik życia (paradoks, biorąc pod uwagę jak "ułatwia" nam codzienne funkcjonowanie) - tak samo jak pesymizm (ten już nic nie ułatwia).
Pytanie brzmi: czy zgadzacie się, że pesymizm to nic innego jak światopogląd oparty na niezaprzeczalnych, naukowych prawdach? Czy też jest kolejnym zespołem wierzeń niedających się udowodnić?