Wydaje mi się, że nie będę jedynym forumowiczem, który na swojej duchowej bądź intelektualnej drodze zetknął się z buddyzmem.
Ostatnio moją uwagę przykuwa kwestia negatywnych skutków medytacji i buddyjskiego wglądu. Im bardziej poznaję zagadnienie, tym bardziej skutki te ( a przyznam szczerze, że znam je tylko z teorii) jawią mi się nader ligottiańskimi. Bowiem u Thomasa wgląd w ostateczną naturę rzeczy niemal zawsze czyni człowieka emocjonalnie wydrążoną skorupą, pozbawioną złudzeń i iluzji ego. Bohater ligottiański po swoim przebudzeniu może i staje się skuteczny w działaniu i zaczyna odnosić sukcesy, jednak okupione jest to olbrzymim poczuciem straty i swoistym cierpieniem.
Co ciekawe, niektóre osoby praktykujące głęboką medytację przyznają, iż przynajmniej w jakimś stopniu przyczyniła się ona do ich wyalienowania i rozdarcia, zamiast napełnić wyłącznie pozytywnymi doznaniami. Moją uwagę przykuły poniższe cytaty, które od razu skojarzyły mi się z pisarstwem Ligottiego:
“Jestem rozdarta pomiędzy akceptacją a odrzuceniem Vipassany. Głęboko w środku czuję, że wgląd, jaki mi dała, jest prawdziwym wglądem w naturę rzeczywistości. Teraz, gdy to widzę, jak mogę wrócić do powierzchownej rzeczywistości? Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że powinnam być dla siebie dobra, ta ścieżka nie jest łatwa i może wiązać się z poświeceniem pewnych rzeczy, np mojej kariery.”
https://tennotes.wordpress.com/2014/11/ ... epresyjne/
"So one word are coming out of the mouth like who would be speaking them. When you move your arms and legs and walk it’s not really sure who decided that. When somebody ask you a question there’s almost a panic feeling because you don’t know who’s going to answer the question. There’s a sort of temporal disintegration"
http://www.buddhistgeeks.com/2011/09/bg ... t-project/
Może ktoś, kto zna biografię Ligota wypowie się czy miał on jakieś epizody medytacyjne, bo zbieżność pomiędzy autentycznymi negatywnymi doznaniami medytacyjnymi, a objawieniami występującymi na kartach jego opowiadań sprawia wrażenie nieprzypadkowej, a przynajmniej ja tak to odbieram.
I najważniejsze pytanie:
Co jeśli Ligotti ma rację i prawdziwy, głęboki wgląd w naturę rzeczywistości wcale nie napełnia buddyjskim spokojem i szczęściem, a pozostawia mentalnie wyniszczonym?