Kto, jak ja, z jakąś zagadkową żądzą przez długi czas usiłował pesymizm do głębi przemyśleć i uwolnić z na wpół chrześcijańskiej, na wpół niemieckiej ciasnoty i ograniczoności, w jakich się stuleciu temu ostatecznie zaprezentował, mianowicie w postaci filozofii Schopenhauerowskiej; kto rzeczywiście azjatyckim i ponadazjatyckim okiem wejrzał i spojrzał z góry w najbardziej przeczący światu z wszelkich możliwych sposobów myślenia – poza dobrem i złem, i już nie, jak Budda i Schopenhauer, oczarowany i zwiedziony moralnością – temu zapewne właśnie dzięki temu, pomimo jego woli, otworzyły się oczy na przeciwstawny ideał: na ideał najbardziej swawolnego, najbardziej żywotnego i najbardziej przytakującego światu człowieka, który nie tylko pogodził się i nauczył godzić z tym, co było i co jest, ale tego, takim, jakie ono było i jest, chce ponownie, przez całą wieczność, nienasycenie wołając da capo, nie tylko do siebie, lecz do całej sztuki i do całego widowiska (...)
Nietzsche, Poza dobrem i złem
W opublikowanych dziełach Nietzschego wzmianki o wiecznym powrocie pojawiają się tylko kilka razy, ale są na tyle uderzające, że poddawano tę myśl bardzo wnikliwej analizie. Powstały w związku z tym jej przeróżne interpretacje, od kosmologicznych po stricte metafizyczne. Osobiście stoję na stanowisku, że wieczny powrót można interpretować w kontekście Nietzscheańskiej polemiki z pesymizmem filozoficznym, a ściślej rzecz biorąc z Schopenhauerem. Pogląd ten opieram na tezie, że inspiracją koncepcji wiecznego powrotu była opisana przez Schopenhauera możliwość pełnej afirmacji woli życia:
Człowiek, który by włączył trwale w swój sposób myślenia wyłożone dotąd prawdy, a nie doszedłby zarazem na skutek własnego doświadczenia lub dalej sięgającego poznania do odkrycia stałego cierpienia we wszelkim życiu jako jego istoty, lecz znalazłby w życiu zaspokojenie, któremu by było w nim zupełnie dobrze i który spokojnie rozważywszy życzyłby sobie, by tok życia zawarty dotąd w jego doświadczeniu trwał w nieskończoność lub powracał wciąż na nowo, i miał tyle życiowej odwagi, aby chętnie zapłacić za rozkosze życia wszystkimi ciężarami i cierpieniami, jakim ono podlega, człowiek taki „Twarde swe kości / Oprze o ziemię / Mocną, trwającą”, nie musząc się niczego obawiać: uzbrojony w dostarczone przez nas poznanie patrzyłby obojętnie w oczy śmierci zbliżającej się na skrzydłach czasu, traktując ją jako złudny pozór, bezsilne widmo na postrach słabych (...)
Świat jako wola i przedstawienie
Schopenhauer odrzuca oczywiście tę możliwość z racji utożsamienia cierpienia z istotą świata. Wedle jego wersji rachunku zysków i strat, jakie niesie z sobą życie, koniecznym jest przyjęcie wniosku, że nicość osiągana poprzez negację woli życia jest zawsze lepsza od nawet najbardziej rozkosznego życia. Właśnie w ten punkt rozważań swojego wychowawcy zdaje się uderzać Nietzsche, proponując swoją wizję zgody na wieczny powrót. Innymi słowy, tylko zerwanie z myśleniem o życiu w kategoriach zysków i start daje możliwość jego pełnej akceptacji. Kwestią sporną jest tutaj to, czy takie coś rzeczywiście jest możliwe?
Do tych wstępnych uwag dorzucam swój artykuł Schopenhauer i Nietzsche. Koncepcja afirmacji woli życia jako antycypacja idei wiecznego powrotu z książki Boska radość powtórzenia. Idea wiecznego powrotu, w którym starałem się rozwinąć ten temat.