Czy arogancją jest chęć ingerencji? Czy moralnym obowiązkiem jest pomóc, gdy można? Nie wiem czy zostawić je w spokoju, niech sobie żyją w dziczy. A może zrobić z nich wszystkich psy? Dumnym wilkom pewno nie podoba się jakimi ofiarami stali się ich dawni bracia, ale czy mają gorzej? Nie muszą uczestniczyć w walce o pożywienie i choć zdane na łaskę pana to chyba nie cierpią tak, jak gdyby mogły w dziczy. A jeśli (eksperyment myślowy - jak większość tego posta) dostarczyć pożywienie wszystkim zwierzętom tak by nie musiały o nie walczyć? Cierpienie zredukowane do walki o partnera? Ale jednak nie do zera. Nie wiem czy podobają mi się programy przyrodnicze, które obserwują zmagania zwierząt. Można było pomóc, a jednak nie zrobiono tego by pokazać widzom jak to wygląda w naturze.
Gdyby między nami, a obcą cywilizacją była różnica w świadomości większa niż między nami, a zwierzętami to co byśmy chcieli aby zrobili? Co by mogli zrobić? Największe nasze krzywdy mogły zostać powstrzymane, ale chcieli nas oglądać jak my National Geographic? Wieczny dobrobyt spowodowałby niekontrolowany przyrost populacji, a więc cierpienie wydaje się niezbędne by wszystko zachowało równowagę. Dość mamy z tym problemów, bo wyłamaliśmy się z naturalnego cyklu. Nawet gdyby płodni byli tylko nieliczni to przecież jest in-vitro. Sytuacja wydaje się bez wyjścia, chyba że będziemy w stanie ingerować we własną naturę i potrzeby tak by przyszłe pokolenia mogły po prostu żyć, bez motywacji rozmnażania. Co wtedy zostaje? Ewolucja nie ma celu, jest koniecznością, tak jak światło "wybierające" optymalną drogę do celu. Człowiek ma dar i przekleństwo aby to zmienić, pytanie jak? Czy skoro nasze cierpienia są nieporównywalne do cierpienia zwierząt to czy wyższa od nas cywilizacja cierpi jeszcze bardziej i w sumie uważa, że nie mamy aż tak źle?
Mam z tym problem i jedyne rozwiązanie jakie znalazłem to wyginięcie wszystkich gatunków, łącznie z potencjalnym obserwatorem. Alternatywą przyszłości jest podłączenie wszystkich do wirtualnej rzeczywistości, aby każdy mógł żyć szczęśliwie, choć to zamiatanie problemu pod dywan, które zaczęliśmy w XX wieku, tworząc komputer. W każdym razie żal mi zwierząt, ale można się zastanowić czy jeśli ktoś twierdzi by nie ingerować w ich życia to udomowienia wilka na psa jawi mu się jako wynaturzenie? Ponadto większość ras psów ma co najwyżej kilkaset lat, zrobiona sztucznie przez człowieka dla jego potrzeb i kaprysów, to jest dopiero wulgarne. Przeprowadzenie na większą skalę operacji wśród całej fauny by stała się bardziej "cywilizowana" i przyjazna dla siebie jest więc złym posunięciem? Nie ma mowy o zoo tylko raczej o homo ex machina.
Jeśli ktoś twierdzi, że cierpienie jest konieczne to niech pamięta, że kiedyś nie wyobrażano sobie jakiejkolwiek działalności w nocy jak czytanie, bo nie było prądu. Jest ciemno, idziemy spać, tak jest i koniec, nic z tym nie idzie zrobić, natura. Skoro można było dać światło to chcę wierzyć, że można też uniknąć cierpienia lub zredukować je do minimum. Nie interesuje mnie wątpliwe rozwiązanie w postaci świecy.